Wyszukiwanie
19 maja 2012

Cytaty, nie cycaty - czyli najlepsze teksty Franciszka Smudy.

Występ naszych orłów, czy jak kto woli piskląt na EURO wydaje się być wielką zagadką. Mamy w sumie naprawdę solidnego bramkarza i wspaniałe trio z Borussii Dortmund, a także kilku innych - powiedzmy - wartościowych piłkarz. Mimo to nawet sami Polacy nie wierzą w sukces swoich reprezentantów, ale po pierwsze - mamy powody, a po drugie - nie my jedyni. Większość Anglików uważa, że wyjście Synów Albionu z grupy jest ich szczytem możliwości, a spora część przepytywanych uważa, że nawet dostanie się do czołowej ósemki jest ponad siły ich reprezentantów. Co więc mamy powiedzieć my - kraj, który nie ma składzie Joe Harta, Johna Terry'ego, Stevena Gerrarda czy Wayne'a Rooneya?


A my na to wszystko możemy odrzec: Smuda! Polski szkoleniowiec już nieraz udowadniał, że język polski nie jest jego najlepszym przyjacielem, a Franz pokazuje światu, że on też nie darzy go nadzwyczaj szczerą sympatią. Nie należę do szczególnych zwolenników Pana Franciszka, bo nie wydaje się - przynajmniej w moich oczach - osobą inteligentną na tyle, aby prowadzić polską reprezentację w piłce nożnej. Nie krzyczę jednak, nie krytykuję, bo najważniejszy jest dla mnie, nie tylko jako kibica, ale przede wszystkim Polaka, wynik jaki uzyskamy na EURO 2012. Jeżeli pójdzie słabo - będzie można krytykować, a piłkarze i główny bohater tego tekstu będą musieli ową zasłużoną krytykę znieść. Jeżeli zaś pójdzie dobrze, to nie chce później żałować, że byłem krzykaczem i umniejszać sobie radości z sukcesu polskiej reprezentacji, nawet gdy za owy sukces uznamy wyjście z grupy.

Wracając jednak do trudnej przyjaźni Franciszka Smudy z językiem ojczystym (choć nie zapominajmy, że Franz ma też obywatelstwo niemieckie, którym się szczyci), trzeba przyznać że kilka razy Smuda ugodził naszą piękną polszczyznę w samo serce, potem wyciągnął z niej wątrobę i dosadził do tego wszystkiego jeszcze kilof w nerki. Czasami jednak wykazywał się poczuciem humoru, a to się u ludzi ceni. Oto najlepsze teksty naszego obecnego selekcjonera reprezentacji w pikę nożną, który jak sam powiedział - garnitur może założyć do opery, a w pracy będzie chodził w dresie.

O powołaniu Rogera i Obraniaka:
"W tych poszukiwaniach nie możemy się zatracić. Żeby nie nabrać siódmej wody po śliwkach. Kupcy w Egipcie też zagadują po polsku: co słychać, jak się masz, kup coś. Ale może nie bierzmy ich od razu do kadry".

O swoich (nadprzyrodzonych) zdolnościach:
"Umiem ocenić piłkarza po tym, jak wchodzi po schodach".

O grze u siebie, z wątkiem piwnym w tle:
"Przed własną publicznością padliny grać nie można. Musimy przez dziewięćdziesiąt minut być "desperados".

Co autor miał na myśli?:
"Mój nos to laptop".

I z tym się zgodzę:
"Jak ktoś nie umie piłki podać na pięć metrów, to mu żadne badania wydolnościowe nie pomogą".

O trudnym zawodzie trenera:
"Trener to musi być kawał skurw*syna. Z sercem na dłoni, ale i z tęgim batem w ręku".

O priorytetach w zawodzie:
"Często słychać, że gramy ładnie, tylko że my nie jesteśmy cyrkiem i przede wszystkim musimy zdobywać punkty".

O obmyślaniu metod treningowych:
"Kiedy jadę do Niemiec samochodem, tych 800 kilometrów szybko mi schodzi. Czasami nagle przychodzi mi do głowy jakaś myśl treningowa. Staję, zapisuję i jadę dalej".

O pracy w Widzewie Łódź:
"Ja nie jestem od tego, żeby jeść tylko chleb z szynką. Czasami muszę zadowolić się suchym chlebem. Zwłaszcza że jest to Widzew, z którym przeżyłem tak wiele dobrego. Wracając do Łodzi cztery tygodnie temu, wiedziałem, że jest bardzo ciężko".

O Henryku Kasperczaku, który zastąpił go w Wiśle:
"Spotkałem go w Wodzisławiu. Powiedział, że do mamy przyjechał! Ładna mi babcia, co się Cupiał nazywa!".

O testowanym piłkarzu:
"Owszem jest wysoki, ma dobre warunki fizyczne ale przyspieszenie jak pociąg towarowy."

O sobie:
"Smuda to marka. Gwarantuje wyniki, ładną grę i emocje na dokładkę. Nikt nie powie, że zrobiłem gdzieś padlinę".

O bólu po porażce:
"Jak przegrywam coś ważnego, to wszystko mnie wkurza. Nawet liść, spadający na maskę samochodu. Wszystko, co się rusza".

O konflikcie z Jerzym Engelem:
"Jaki konflikt? Jeden drugiego podpuszczał. Było sporo nieporozumień. Od dłuższego czasu żyjemy dobrze. Jak miś z misiem".

Reakcja na sugestię zmian:
"Zmienić to ja mogę spodnie".

O Mariuszu Pawełku:
"Gdyby poprosił o zmianę, toby nie wrócił do domu. Mógłby tu zostać i zapisać się do jakiejś żeńskiej drużyny".

O uczuciach po spotkaniu z piłkarzami:
"Kiedy zobaczyłem, że piłkarze czekali na mnie kilka godzin, zmiękła mi rura".

O preferowanych rywalach:
"Wolę grać z rywalami takimi jak Legia. Mecze z teoretycznie słabszymi rywalami niekiedy zmieniają się w takie ecie-pecie".

O postawie swoich podopiecznych z Widzewa:
"Zagłębie wygrało dziś z kelnerami. W historii Widzewa jeszcze nigdy takich kelnerów nie widziałem. To skandal, jak prezentowali się dzisiaj moi piłkarze. Grali jak paroby! Po tym meczu wszyscy powinni iść na piechotę do Łodzi".

O sposobach ustalaniu składu, żartobliwie:
"W tej sytuacji jadę właśnie do sklepu metalowego po klucz nasadowy, żeby jakoś poskręcać skład na Lechię".

O długich podaniach:
"Za to jest kara (śmiech). Długie to można w rugby walić".

O Pucharze Ekstraklasy:
"To pasztetowa, do której się jeszcze dopłaca".

O orgazmach:
"Wygrana jest lepsza niż orgazm. Porażka jest dla mnie katorgą".

O okresie przygotowawczym do sezonu:
"Zajechać kogoś to można w łóżku".

I na koniec... O PIWIE:
"Bez pianki nie ruszam. Brutalnie mówiąc: to tak, jakby człowiek siknął sobie do szklanki i to wypił. Zimne piwo, pianka na dwa palce, słoneczko...".

Wszystkie powyższe cytaty są objęte znakiem jakości Franciszka Smudy. Polecam!

BONUS
W komentarzu Tomka otrzymaliśmy kolejną sentencją Franciszka Smudy zalewającą nasze zmysły potokiem mądrości i głębokiego sensu.
"- Jak pan ocenia stan psychiczny zawodnika?
- Patrzę. I widzę".

Polecam jeszcze bardziej niż wcześniej!

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
Do góry!